" A mogłem postąpić inaczej ? "

     Scenariusz z  Markiem. Miłego czytania :)
     


Podnoszę swój bidon, przekładam do ust, przechylam, CHOLERA , znowu tam nic nie ma. Kiedy ja zdążyłam to wypić ?! Jest już godzina 14 a to moja 5 kawa. Jeżeli jeszcze raz ktoś mi powie że bycie ważną osobą w największej firmie w Seulu to bardzo fajna i wygodna praca, osobiście dostanie w twarz. Spałam tylko 3 godziny, trzymam się na nogach tylko dzięki kawie. Praca w biurze stała się moją rutyną. Na studiach było zupełnie inaczej. Niech cię piorun trzaśnie, pani profesor. Dookoła mnie rozchodziły się dźwięki walenia głową o klawiaturę i biurko  oraz głosy "SPAĆ, TERAZ, NOW." Na zegarze wybiła godzina 16, wyłączyłam laptopa spakowałam papiery i wyszłam z firmy.
Wsiadłam do swojego samochodu i po 20 minutach byłam w swoim domu. Rzuciłam torby i po chwili już leżałam na kanapie oglądając telewizję. W domu oczywiście musiałam jeszcze pracować, no ale chociaż trochę odpoczynku mi się należy. Już prawię zasypiałam, ale sen akurat nie był mi dany, gdyż mój telefon zaczął dzwonić i dzwonić. Starałam się go ignorować ale mój dzwonek jest zbytnio głośny. Wstałam i spojrzałam na ekran telefonu. Nie był to nikt inny jak mój wspólnik i dobry przyjaciel ze studiów. Ciekawa jestem czego on chce? Wyjechał na urlop z swoją bardzo"miłą" laską zostawiając mnie ze wszystkim, a teraz jeszcze do mnie dzwoni dureń jeden. Nie mam ochoty z nim rozmawiać. Rzuciłam telefonem o fotel. Podeszłam do barku wyjęłam z niego białe wino. Chwyciłam lampkę i nalałam wina do połowy. Usiadłam na kanapie wyłożyłam nogi na stół i rozkoszowałam się pysznym smakiem wina. Znów słychać dzwonek dochodzący z mojego telefonu. Trudno niech sobie dzwoni- powiedziałam do siebie. Rozbrzmiał krótki dźwięki, hmm to na pewno SMS. O już nie dzwoni, no dobrze zobaczmy co on tam wymyślił. Popatrzyłam na ekran i prawie co nie udusiłam się winem. W trybie natychmiastowym wybrałam numer, który przed chwilą się do mnie dobijał. Mimo że było tylko 4 sygnały czas dłużył mi się strasznie. W końcu odebrał, ale nie dałam mu dojść do słowa ponieważ od razu wydarłam się na niego.
- CZY TY NA TYCH KARAIBACH  ZIOŁA JARAŁEŚ?! CO CI TRAFIŁO DO TEGO PUSTEGO ŁBA!!!
- Też się cieszę że cię słyszę skarbie. - powiedział wesołym głosem.
- Ty mi tutaj nie skarbuj- starałam się uspokoić.
-Możesz mi wyjaśnić co miał znaczyć twój SMS?!
- A co może on znaczyć? Delegacja na Filipinach a potem jako gość honorowy na galę rozdania nagród dla najbardziej wpływowych ludzi w Azji. Czego tutaj masz nie zrozumieć?
- Zabije cię...... porwę cię, nie dam jedzenia, przywiąże do krzesła, zgwałcę miotłą, poćwiartuję ci spalę!
- Dobrze że się rozumiemy _____ weź sobie wolne jutro. - odpowiedział radosny.
- A kto się zajmie firmą hmmm?
- Key. Już to z nim załatwiłem.
-Co????? Key?! Przecież on mi połowę załogi przeleci.- odpowiedziałam z szokowana.
- Miej do niego trochę więcej zaufania. Przecież i tak prawie wszyscy z załogi to faceci.
- A co to zmienia ??
- Wyluzuj ____. Kończę już po południu przyjdą bilety. Paa.
- Ejj nie rozłączaj się Zicooo, Cholera.
No i się rozłączył. W tym momencie miałam ochotę po protu jechać tam czy lecieć i po prostu go ukatrupić. Odłożyłam lampkę wina usiadłam i westchnęłam.
-No to jestem w czarnej dupie- powiedziałam sama do siebie.
Przecież on dobrze wie że nienawidzę publicznych wystąpień, ale oczywiście wkręcił mnie w tą durną galę. W ogóle sama nie wiem jaka to gala. Pierwsze słyszę o tej gali, a przecież jestem zastępca szefa w firmie.Poszłam do łazienki, napełniłam wannę gorącą wodą, włączyłam relaksująca muzykę, po czym weszłam i odpoczywałam. 
- Pierwszy raz od tak dawna jestem taka zrelaksowana, hmm może to nie jest zły pomysł żeby jechać na tą delegację i galę?-mówiłam sama do siebie.
Nie, nawet tak nie myśl ___- nadal mówiłam do siebie. 
Po około godzinie wyszłam i owinęłam się w swój szlafroczek i udałam się do sypialni. Podeszłam do okna.
-Cholera już jest ciemno?! To ile ja siedziałam w tej łazience? - mówiłam poddenerwowanym głosem.
Dobra trudno, przebrałam się w piżamę i poszłam spać. Obudziłam się spojrzałam na zegarek.
-CHOLERA zaspałam.
Poleciałam szybko do łazienki umalowałam się, włosy upięłam w koka i poleciałam szybko się ubrać no bo w sumie to potem mam galę. Poszłam do kuchni, zaparzyłam sobie kawę zrobiłam sobie grzanki po czym zjadłam pośpiesznie śniadanie. Dzisiejszy poranek uświadomił mi że trzeba coś zmienić w swoim życiu.No i powinnam sobie znaleźć jakiegoś faceta... Nie pamiętam już kiedy gdzieś byłam na przykład na jakiejś imprezie. Więc już postanowiłam, dzisiejszy dzień rozpoczynam od imprezy. Wylatuję o dwunastej, więc na lotnisku muszę być około jedenastej. No więc parę godzinek mogę się pobawić. Rozległo się pukanie do drzwi. Odłożyłam kubek i poszłam otworzyć.   
Tak jak myślałam był to listonosz, wręczył mi kopertę, podziękowałam i zamknęłam drzwi.Rozdarłam kopertę. Pierwszę co zrobiłam to popatrzyłam na datę przylotu. Chwila, moment... TYDZIEŃ?! CZY JEMU NAPRAWDĘ COŚ SIĘ W GŁOWIE POPRZESTAWIAŁO?! Zabiję... Zabiję z zimną krwią, pójdę siedzieć, ale cholera, zabiję go. Zico czuj się martwy.Mimo wszystko postanowiłam się tym nie przejmować Po około dwugodzinnych przygotowaniach wyszłam na miasto. Udałam się do kosmetyczki, fryzjerki, no i oczywiście na zakupy. Byłam z siebie bardzo zadowolona. Na wstępie nalałam sobie wina i prawie od razu je wypiłam. Włączyłam swoją ulubioną płytę, lekko bujając się w rytm piosenek, przeszukiwałam swoje nabytki w poszukiwaniu czegoś co mogę ubrać wieczorem. Po kilku godzinach i połowie butelki byłam gotowa do wyjścia. Postanowiłam się przejść, bo samochodu i tak bym nie poprowadziła. Mieszkam w centrum, więc dotarcie do dzielnicy „imprezowej” problemem nie było. Miasto nie jest zatłoczone o tej porze bo tak naprawdę, życie w Seulu zaczyna się po 22. Wybrałam sobie klub "MAROCO" weszłam tam a ochroniarz nawet mnie nie zatrzymywał tylko wpuścił mnie bez przeszkód. Na pierwszy ogień poszedł drink. Pociągnęłam spory łyk i od razu poczułam jak gorąco ogarnia całe moje ciało. Siedziałam rozkoszując się napojem, kiedy ktoś dosiadł się obok. Początkowo nie zwróciłam na to większej uwagi, jednak przybysz zapragnął poznać mnie „bliżej”. Poczułam dłoń na swoim kolanie. Popatrzyłam na niego znacząco, ale zdawał się tego nie zauważać. Po chwili przesunął ją wyżej niebezpiecznie blisko skrawka spódnicy. Nie wytrzymałam. Wylałam na niego resztę drinka po czym wstałam i uciekłam do toalety. Nie pozwolę sobie na tego typu zagrania. Jeszcze przez chwilę patrzyłam na swoje odbicie w lustrze by po chwili wyjść z pomieszczenia. Chyba nie był to najlepszy pomysł, gdyż mój „znajomy” jak widać czekał mnie. Starałam się go zignorować, jednak złapał mnie za nadgarstek i przyparł do ściany. Nie miałam jak się bronić. Był dużo silniejszy ode mnie. Jedną ręką złapał moje dłonie i ścisnął je nad głową. Drugą zaś wodził po moim udzie. Próbowałam się wyrwać jednak nic z tego. Już po mnie. Ludzie tutaj są zbyt pijani i zbyt pewni siebie. Facet zbliżył się do mnie i powiedział:
 Coś taka oschła ślicznotko? Może dasz mi małe buzi? – splunęłam mu w twarz.
Był tak obrzydliwy, że zachciało mi się wymiotować na samą myśl o pocałunku z nim. Chyba nie do końca spodobało mu się to co zrobiłam. 
Ścisną moje ramię tak mocno że aż syknęłam z bólu.
-Puszczaj mnie zboczeńcu- krzyknęłam.

Zaśmiał się i po chwili leżał już na podłodze. Wszystko działo się tak szybko, że nie zauważyłam, kiedy został mu wymierzony cios, ani tego kto go zadał. Dopiero moment później zobaczyłam wysokiego mężczyznę pocierającego pięść.
- Coś ty za jeden?! – zamachnął się, lecz tamten był szybszy.
Uderzył go z taką siłą, że mój adorator odleciał kilka metrów dalej. 
- Nie słyszałeś co ta urocza pani do ciebie powiedziała? Osobiście radziłbym posłuchać.I posłuchał. W popłochu uciekł z miejsca zdarzenia. Jeszcze przez chwilę stałam w miejscu oszołomiona i wystraszona. 

- Nic ci się nie stało? – spytał podając mi torebkę
- N-nie...znaczy, nie wiem... - poczułam w ustach smak krwi.
- Hej, poczekaj, krwawisz.
Szybko przyleciał z jakimś chusteczkami i wytarł mi krew z warg.
- D-dziękuję...za pomoc-  spuściłam wzrok, czułam jak w kącikach oczu zbierają mi się łzy.
- Nie mógłbym postąpić inaczej. Jestem Mark.
Byłam cała rozmazana od płaczu. Mark wytarł moje łzy chusteczką.
- Wszystko w porządku? Coś się stało?
- P-przepraszam.
Wybiegłam z klubu. Od razu wsiadłam do taksówki i rozpłakałam się na dobre. Drżącym głosem podałam kierowcy swój adres. W tym momencie pragnęłam jedynie być w domu. Sama, z daleka od wszystkich i wszystkiego. Zapłaciłam i wręcz pobiegłam do drzwi. Otworzyłam je. Wbiegłam do sypialni, rzuciłam się na łóżko. Schowałam twarz w poduszkę, jakbym bała się, że wszyscy mnie zaraz zobaczą i mój wizerunek szlag trafi. Nie miałam na nic siły. Nie zauważyłam nawet kiedy zasnęłam.
Obudziłam się punk 7 na pościeli był mój makijaż. Wstałam umyłam się, zrobiłam kawę oraz wyjęłam jogurt z lodówki. Zabrałam się za przynoszenie walizek... Nie wiem nawet co wziąć... Kilka garsonek, parę spódnic, trzy koszule, sukienki, buty...kasetka z biżuterią, kosmetyki, laptop. No spakowana. Która godzina? Ósma...  No dobra jestem już gotowa. Taksówka była punktualnie. Wkrótce dotarłam na lotnisko. Zastałam niebotyczne tłumy... Kto tu cholera przybył, że taki zapych jest? Cudem dopchałam się na odprawę. Moje bagaże zostały zabrane, a ja „spokojnie” czekałam, aż zaczną wpuszczać za bramki. Nadal nie mogę pojąć skąd tu tyle ludzi. Rozumiem duże lotnisko, ale takich tłumów w życiu nie widziałam... Darmowe bilety rozdają czy jak? No nic. Nadszedł czas. Ledwo udało mi się przejść. No tak to jakiś zespół... A ta dzicz to jak widać fanki. Przeszłam przez odprawę i udałam się w miejsce gdzie oczekiwaliśmy autobusu. Jakieś dwadzieścia minut później podjechał, wszyscy zebrani weszli do środka i po chwili wysiadaliśmy, aby udać się na pokład samolotu. Udałam się do klasy biznesowej, po pokazaniu niezbędnych dokumentów, zajęłam swoje miejsce. Mimo wczesnej pory słońce mocno grzało. Założyłam okulary przeciwsłoneczne i czekałam. Coś długo to trwało, zdawało mi się, że mają jakiś problem. Usłyszałam coś o braku miejsc... Nie myliłam się.
- Wystąpiły niewielkie problemy techniczne, za co z naszej strony przepraszamy. Czy ktoś z państwa zgodziłby się oddać swoje miejsce, w zamian za miejsce w klasie ekonomicznej? Oczywiście wszelkie koszty zostaną przez nas pokryte.
Zdjęłam okulary patrząc po kolei po wszystkich. Żaden z tych snobów ani myślał oddać swojego miejsca. Niedobrze mi od tych ludzi. 
-Skoro nikt inny nie ma zamiaru, ja z chęcią oddam swoje miejsce – powiedziałam wstając z siedzenia – Gdzie mam się udać?
- Bardzo pani dziękujemy z imieniu całej załogi. Proszę za mną.
Moje miejsce było bardziej z przodu, więc musiałam przejść przez cały przedział. Kiedy mijałam kolejne siedzenia wydawało mi się, że widzę kogoś znajomego. Osz cholera jasna... Nie, to nie może być on. Na pewno nie. A jednak to Mark.
Momentalnie przyspieszyłam kroku, jednak chyba mnie zauważył, bo gwałtownieodwrócił się w moją stronę. Widziałam jak zerwał się z miejsca, jednak ktoś go zatrzymał. Stewardessa pokazała moje miejsce. Usiadłam na fotelu i czekałam na start. Chwilę później zauważyłam, że obok mnie jest nadal wolne miejsce. W duchu modliłam się aby ktoś je szybko zajął.
W końcu wznieśliśmy się w powietrze. Po jakiejś pół godzinie poczułam się nieswojo. I słusznie. Z przedziału obok przyszedł nie kto inny jak osoba przed, którą chciałam uciec. Spanikowałam. Jedyne co przyszło mi na myśl to udawać sen... Tak też zrobiłam, zamknęłam oczy i zwyczajnie udawałam. Dosłownie minutę później ktoś usiadł obok mnie, nie miałam jednak odwagi zobaczyć kto to. Trwałam dalej tym stanie póki nie poczułam czegoś na ramieniu. Otworzyłam oczy i spostrzegłam, że mój wybawiciel właśnie słodko śpi, opierając na mnie głowę. Poczułam się dziwnie, ale przyjemnie. Nie miałam serca go obudzić. Więc postanowiłam nie ruszać się. Wylądowaliśmy. Wyszłam drugim wyjściem chcąc uniknąć spotkania z nim.
Odebrałam bagaż i ze spokojem czekałam na taksówkę. Jednakże moje odprężenie nie trwało długo. Tutaj było luźniej. Widocznie fanki nie miały pojęcia o ich przylocie, a co się z tym wiąże łatwiej było kogoś znaleźć. Moje najgorsze przypuszczenia się potwierdziły... Chwilę później razem z resztą zespołu szedł nie kto inny jak Mark. Szybko odwróciłam się do nich plecami i zaczęłam iść w przeciwną stronę. Mój kierowca już przybył. Pomógł mi się zapakować do samochodu i po niedługim czasie byliśmy w hotelu. Był naprawdę ogromny. Pierwszy raz w nim byłam i przyznam, że zgubiłabym się bez problemu. Zostałam odprowadzona wprost do pokoju. Rozpakowałam się i od razu włączyłam laptopa. Weszłam na pocztę w celu sprawdzenia grafiku na delegacji. Jednak to co przeczytałam zbiło mnie z tropu. Okazuje się, że delegacje zostały odwołane... Ale zaraz, zaraz... Tutaj jest data z zeszłego tygodnia. Zico to wszystko uknuł co za debil z niego!! Chyba jeszcze nie miałam ochoty kogoś zabić więcej niż 4 razy w ciągu 3 dni. Ten człowiek tego dokonał. Doprowadził mnie to białej gorączki. W mgnieniu oka wybrałam jego numer starając się uspokoić.
No i co no oczywiście nie odbierał.
Pewnie to wszystko uknuł i teraz się ukrywa, mała gnida. Tylko co ja mam teraz zrobić? Nie będę tu przecież siedzieć bezczynnie przez tydzień. Szlag jeszcze ta gala... Za jakie grzechy ja muszę tam iść? No wiem, że byłam niemiła dla ludzi, ale takie uroki mojej pracy... No cóż...
Jest już osiemnasta, a gala dopiero jutro. Chyba nie ma co nigdzie wychodzić. Zamówiłam sobie kolację, po posiłku udałam się do łazienki.
Chyba sama nie zdaję sobie z tego sprawy jak bardzo kocham długie kąpiele. Taki nawyk z czasów studiów. Kiedy już wyszłam z łazienki była już 22, no cóż troszkę się zasiedziałam. 
- No dobra idziemy spać- powiedziałam sama do siebie.
Było zdecydowanie wygodniejsze niż moje. Coś mi się zdaje, że muszę to zmienić. Leżałam jakiś czas bez bliżej określonego celu. Starałam się zasnąć, ale było to trudniejsze niż może się zdawać. Przypomniałam sobie wydarzenia kilku ostatnich dni. I osobę, która sprawiała, że teraz nie mogę spać. Nie jestem z stanie pojąć dlaczego nie wychodzi mi z głowy. To raczej ciężkie do wyjaśnienia.
Obróciłam się na bok. Nagle zerwałam się. Usłyszałam pukanie do drzwi. Zaświeciłam światło i zawijając się w szlafrok poszłam otworzyć. Był to jeden z pracowników hotelu.
- Najmocniej przepraszam za zakłócanie spokoju o tej porze, jednak mam dla pani przesyłkę. – wyjął zza siebie wielki bukiet czerwonych róż i wręczył mi je. – Osobie, która to przysłała bardzo zależało aby dotarły jeszcze dziś, mam nadzieję, że pani rozumie. Jeszcze raz przepraszam za najście. Miłej nocy życzę.
- D-dziękuję. – wydukałam zdziwiona całą sytuacją.
Wstawiłam kwiaty to wazonu który już był na hotelowym stoliku.
Od kogo mogą być? Nie znam tutaj nikogo. Znalazłam białą kartkę wśród krwistoczerwonych płatków. Otworzyłam ją i moim oczom ukazał się koślawy rysunek, najprawdopodobniej przedstawiający serce i dopisek: „Nie mogę się już doczekać gali. Do jutra”. Przestraszyłam się nie na żarty. Wiem, że moja obecność na tej uroczystości nie jest tajemnicą, ale skąd ten ktoś wie, w którym hotelu i pokoju mieszkam? Ta cała sytuacja jest bardziej niż dziwna. Zgasiłam światło i znów się położyłam. Myślałam o całym zajściu, jednak w końcu udało mi się znaleźć ukojenie i zasnęłam. Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Niechętnie wstałam z łóżka. Otworzyłam i okazało się, że to obsługa hotelowa. Coś często mnie mnie odwiedzają. Chwilę później, nawet nie wiem skąd pojawił się wózek z jedzeniem.
- A-ale ja nic nie zamawiałam, skąd to się wzięło? – zapytałam nie ukrywając zdziwienia.

- Śniadanie-niespodzianka dla szanownej pani.
- A od kogo, jeśli można wiedzieć ?
- Od bardzo czarującego, młodego mężczyzny. Zostawiam panią, miłego dnia życzę.
- Dziękuję, wzajemnie.
Teraz to byłam dopiero zaskoczona, najpierw piękne kwiaty teraz pyszne śniadanko. Hmm ten ktoś musi o mnie dbać i chyba mnie lubi.
Po chwili zauważyłam kartkę. Otworzyłam ją i ujrzałam napis „Smacznego~”. Okej, tego już za wiele. Mimo wszystko dokończyłam posiłek. Spojrzałam na zegar. Już trzynasta. Muszę zacząć się szykować. O szesnastej jest konferencja, a i powinnam się zapoznać z planem całej gali, żeby wiedzieć, kiedy mogę się ulotnić. Dość sprawnie wykonałam wszystkie czynności. Ubrałam długą czarną sukienkę oraz wysokie czerwone szpilki, włosy miałam lekko pofalowane a na ustach czerwoną szminkę. Muszę już zejść. Na szczęście wszystko odbywa się w hotelu i nie muszę nigdzie jeździć. Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę windy. Wsiadłam do środka i po chwili byłam już w holu. Skierowałam się wprost do sali konferencyjnej. Zostałam ciepło przywitana przez zarządców największych chińskich korporacji. Niedługo potem prowadzący zapoznał mnie ze szczegółami. Miałam jako gość honorowy wręczyć jedną z nagród. O tym nikt mi nie wspominał... Nie podoba mi się to, ale nie mam wyjścia. Muszę zachowywać się profesjonalnie, opanowanie, oraz z uśmiechem na twarzy a najważniejsze jest to żeby się nie wyrżnąć. Tak to bywa na oficjalnych zebraniach, tak i tym razem było bardzo nudno. Niedługo potem konferencja dobiegła końca. Dostałam plan dalszego przebiegu gali. Poszłam się przebrać. Nie mogę przecież dwa razy wyglądać tak samo. Tym razem założyłam białą sukienkę przed kolano, włosy upięłam w koka a na usta nałożyłam różową szminkę. Dalsza część miała odbyć się w większej sali. Przeszłam więc do budynku obok hotelu. Zajęłam swoje miejsce i czekałam. Przez pierwsze pół godziny ludzie kolejno odbierali swoje nagrody, wygłaszali przemówienia i krótko mówiąc, cholernie przynudzali. Po jakimś czasie prowadzący wyczytał moje nazwisko. Okazało się, że i ja zostałam nominowana w jednej w kategorii. Byłam tym mocno zdziwiona, ale wyszłam dumnie na scenę i odebrałam statuetkę. Krótko powiedziałam co miałam powiedzieć, podziękowałam i zeszłam. Jednak niedługo później przyszła moja kolej na wręczenie nagrody w najważniejszej kategorii. Otworzyłam kopertę z wynikami. Miałam dokładnie napisane co powinnam powiedzieć i tego się trzymałam. - Z przyjemnością ogłaszam, że nagrodę otrzymuje zespół GOT7! Zapraszam cały zespół na scenę. – patrzyłam na  sylwetki poruszające się wśród ludzi. Otworzyłam szeroko oczy gdy zobaczyłam wchodzącego na scenę Marka. Staram się człowieka unikać, a tu jak na złość ciągle go spotykam. Wręczyłam niższemu statuetkę jednocześnie gratulując. Uścisnął mi dłoń. Chwilę później podeszłam do mojego wybawiciela i z kamienną miną podałam mu dłoń jednakże, zamiast uścisnąć podniósł ją lekko do góry i złożył na niej delikatny pocałunek. Na moją twarz wstąpiły rumieńce, jednak miałam nadzieję, że dzięki ostremu oświetleniu nikt nic nie zauważy. Nikt poza nim. Dokładnie to widział i się uśmiechnął. Cholera znowu to robi. Zeszłam ze sceny i wróciłam na swoje miejsce. Zauważyłam, że w trakcie przemowy co chwila na mnie zerkał. Pospiesznie odwróciłam wzrok pragnąc, aby wszystko skończyło się jak najszybciej. Jednakże moje prośby nie zostały wysłuchane. Został bowiem zapowiedziany bankiet, na którym moja obecność była obowiązkowa, co nie do końca mi się podobało. Dlaczego do cholery akurat mnie to spotyka... 
Wszyscy przenieśli się do sali balowej, przyznam że sala była piękna, duża i tak bardzo ładnie przystrojona. Zajęłam miejsce przy wolnym stoliku biorąc po drodze lampkę szampana od kelnera. Przez dłuższy czas siedziałam wsłuchując się w delikatną melodię płynącą ze sceny. Później dosiadł się do mnie jeden z przedstawicieli firmy, która chciała rozpocząć z nami współpracę. Nie miałam szczególnej ochoty z nim rozmawiać. Powiedziałam jedynie, że mój wspólnik się z nim skontaktuje. Muszę się w jakiś sposób „odwdzięczyć” Minniemu za tą galę i delegację, a raczej jej brak. Ruszyłam w stronę wyjścia. Chciałam najszybciej jak to tylko możliwe znaleźć się w swoim pokoju i uwolnić się od stresu związanego z tym całym wyjazdem. Wyszłam z sali, wsiadłam do windy, przycisnęłam guzik wskazujący dziewiąte piętro. W spokoju patrzyłam na powoli zamykające się drzwi, jednak chwilę później otworzyły się i ktoś wsiadł do środka. Myślałam, że w tej chwili wyjdę z siebie. W tym hotelu jest jakieś dwadzieścia pięter i około dwunastu wind, nie mówiąc już o schodach i ogólnej powierzchni. Jakim więc cudem ten człowiek znalazł się w tej konkretnej windzie, w tym samym cholernym czasie co ja?! Spuściłam wzrok, jechaliśmy w milczeniu przez kilka pięter.
            - Smakowało ci śniadanie ? – wypalił nagle.
Zatkało mnie. Popatrzyłam na niego z przerażeniem.
-Ech...nie patrz tak na mnie... – podrapał się w szyję ze zdenerwowania.
- Nie sądzisz, że mam prawo być zdziwiona? Tym bardziej, że nikt mi nie chciał powiedzieć od kogo to wszystko. Nadmieniając, że nikogo tutaj nie znam. I nikt nie zna mnie.
- Rozumiem cię, ale mnie z kolei znają tutaj wszyscy, a nie chciałem, żeby ktoś rozpuścił plotki. Poza tym...miałem cichą nadzieję, że się tego domyślisz.
- Wiesz...to było niemałe zaskoczenie dostać wielki, piękny bukiet róż o godzinie dwudziestej trzeciej. Tym bardziej obudzić się i mieć podane śniadanie. I...skąd wiedziałeś, że kocham białe róże?
- Wszystkie silne kobiety je kochają.
- Nie jestem silna, a ta sytuacja w klubie to idealny przykład. – oparłam się o róg windy ponownie spuszczając wzrok.
- Nawet tak nie myśl. – stanął naprzeciw chwytając mnie za ramiona - Po tym co cię spotkało, mało która kobieta szybko by się otrząsnęła, a ty już następnego dnia szłaś przed siebie z dumnie uniesioną głową. Nie myślałem, że kiedykolwiek później cię zobaczę. A tutaj takie zdziwienie, że udało mi się to już dzień później...
Spojrzałam lekko w górę a nasze oczy patrzyły w to samo ale inne miejsce On w moje oczy a ja w jego oczy. W tym momencie zgasło światło, zatrzęsło windą. Zachwiałam się, zacisnęłam powieki, gotowa na upadek, jednak nic takiego się nie stało. Otworzyłam oczy, jak się okazało trwałam w silnym uścisku Marka.
- Nic ci się nie stało? – zapytał z wyraźną troską w głosie
- N-nie, nic... A ty znowu mnie ratujesz...dziękuję... Nie wiem jak zdołam ci się odwdzięczyć za to wszystko.
- Nie musisz, to leży w mojej naturze. – uśmiechnął się, rumieniąc się przy tym lekko.
- Wiesz co...chyba już wiem, w jaki sposób mogę choć w niewielkiej mierze ci podziękować.
- Tak? – spojrzał na mnie zaciekawiony.
Nadal będąc w jego uścisku wyswobodziłam jedną rękę, którą złapałam go za krawat i przyciągnęłam jego twarz na wysokość swojej składając na jego ustach motyli pocałunek. Wyłączyłam myślenie. Żyłam chwilą i chciałam, aby trwała jak najdłużej. Jednak wszystko co dobre szybko się kończy, a ja wróciłam do rzeczywistości. Momentalnie się zarumieniłam uświadamiając sobie co tak naprawdę zrobiłam.
- Przepraszam, chyba jednak nie powinnam była...
- Nie, wręcz przeciwnie- schylił się i ponownie mnie pocałował. Wtuliłam się w jego tors. Zatraciliśmy się w tej chwili do tego stopnia, że nie zauważyliśmy, kiedy winda ruszyła i znaleźliśmy się na ósmym piętrze.







Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jungkook (BTS) "Randka"+18

Nienawidzę go!- Jungkook BTS

Gwiazdy bez makijażu